„Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta”…

KOMENTARZ DO EWANGELII Z XIV NIEDZIELI ZWYKŁEJ W ROKU B – Mk 6, 1-6

„Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta”...
A więc dziś przychodzi do nas. Tu ma swój dom. Kościół naszym domem. Tu żyją Jego bliscy. Krewni, bo za nas przelał swoją krew.

I dziś pewnie usłyszelibyśmy wątpliwości podobne do tych, które padły w Nazarecie.
Dlaczego On ode mnie tego wymaga?
Czyż nie żył 2000 lat temu? To było przecież dawno temu, wtedy były inne czasy…
Naprawdę jesteś w stanie dzisiaj uczynić dla mnie cud?
Zobacz, jak poranione mam serce… Przecież czuję, że mam za małą wiarę…
Popatrz, jak grzeszni są Twoi uczniowie…
Na pewno jesteś w Twoim Kościele?
Naprawdę jesteś obecny pod postaciami chleba i wina?
Czy rzeczywiście chcesz, bym zostawił wszystko i poszedł za Tobą? A co na to moi rodzice?

Co powiedział Jezus w Nazarecie?
„Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony”…

A co powie nam, żyjącym dziś grzesznikom?
Pewnie to samo. Jest lekceważony wśród swoich bliskich, również w Kościele, który współtworzymy, w miejscu, które uważa za swój dom.

„I nie mógł zdziałać w Nazarecie cudu”.
Przeszkodą powątpiewanie, nieustanne zadziwienie… „Dziwił się ich niedowiarstwu”. Dziwił się, bo ten brak zaufania musiał boleć. Ale nie zostawia swoich. Obchodząc okoliczne wsie, czekał, by otworzyły się im oczy. By skorzystali z szansy. By przestali się dziwić, dyskutować. By doświadczyli mocy Boga. Mocy, która – przyjęta z wiarą – zmienia życie.

A dziś, co czyni?
Nawet odrzucony czeka. Nie oddala się. Od młodych, ochrzczonych, wychowanych religijnie, ale dziś nieustannie dyskutujących, dziwiących się…. Jest w naszych rodzinach. On nie pcha się na siłę. Czeka na gest przyzwolenia. Na (choćby – w naszym odczuciu – nieporadną) decyzję wiary.

Różne są historie powołania.
Krzysztof był młodym, bardzo gorliwym ministrantem, pobożnym chłopcem. Później sytuacja się zmieniła. Podjął pracę w teatrze. Tam spotkał się z agresywnie wrogim wobec Kościoła środowiskiem. Przejął panujące tam stereotypy. Pewnego dnia, gdy rodzice pracowali w ogrodzie, on bezmyślnie oglądał telewizję. Wtedy Polskę odwiedzał Jan Paweł II z przesłaniem, że Bóg kocha człowieka. Każdego. Jest miłosierny. Wybacza. Te słowa niespodziewanie dotknęły umysłu i serca zbuntowanego młodzieńca. Pomyślał, że jeżeli Bóg tyle czyni dla człowieka, to zasługuje na poważniejsze traktowanie. Zgłosił się do seminarium.
Dzisiaj jest lubianym przez młodzież księdzem. Wystarczyło jedno szczere poruszenie serca: jeżeli Ty jesteś tak dobry, to oddam Tobie swe życie; Ty zrobisz resztę.

Dziś Jezus przychodzi do nas.
Tu ma swój dom. Kościół naszym domem. Tu żyją Jego bliscy. Krewni, bo za nas przelał swoją krew.

Nie oczekuje deklaracji bezgrzeszności, ale zaufania.

Panie!
Uznaję, że jesteś godny zaufania.
Jesteś tak mocny, że możesz zmienić trudne sytuacje.

I położy na niejednym chorym na ciele i duszy swe ręce.
Być może uratuje niejedno zagrożone małżeństwo.
Innych skłoni, by w sakramencie małżeństwa zawierzyli Mu szczęście swej rodziny.
Wyzwoli z lęku.
Zmieni niejedno życie.

ks. Arkadiusz Okroj