Jak stawać się nowym człowiekiem?

KOMENTARZ DO EWANGELII Z XVIII NIEDZIELI ZWYKŁEJ W ROKU B – J 6, 24-35

Człowiek XXI wieku robi wszystko, aby być ciągle młodym. Pragnie w ten sposób budzić sympatię, być podziwianym.

Jednak cały ten proces jest jedynie iluzoryczną próbą zatrzymania nieuchronnego starzenia się, przemijania i umierania.

Słowo Boże objawia nam dzisiaj skuteczną metodę, dzięki której z każdym dniem – pomimo przybywających lat i ograniczeń – człowiek staje się młodszy!

Święty Paweł daje nam poznać tę metodę – „trzeba porzucić dawnego (starego) człowieka”, który ulega zepsuciu – wręcz gnije! W jego miejsce należy „przyoblec człowieka nowego”.

Na czym polega to porzucenie „starego” człowieka? Co to znaczy „przyoblec człowieka nowego” albo, inaczej mówiąc, „młodego”?

1. „Stary człowiek” ulega rozkładowi na skutek zwodniczego myślenia. Pierwszą jego cechą jest „próżne myślenie” – dokładniej mówiąc, myślenie puste, zwodnicze, bez fundamentu, bez żadnego oparcia w rzeczywistości (zob. Ef 4,17).

Zwodniczo myślący człowiek nie liczy się z Bożą Obecnością, nie żyje według Bożych słów, przykazań. Żyje złudzeniami, kieruje się „łudzącymi żądzami”.

W Ewangelii Jezus z niezwykłą otwartością i precyzją wskazuje na jeszcze jeden, bodaj najbardziej powszechny, rys „starego człowieka” – materializm praktyczny. Galilejczykom, swoim rodakom, poruszonym z powodu dokonanego cudu rozmnożenia chleba i szukającym Jezusa–Cudotwórcy rozwiązującego w okamgnieniu wszystkie problemy materialne, oznajmia bez ogródek: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie (…) dlatego, żeście jedli chleb do sytości”.

Ani zwodnicze (ateistyczne) myślenie o Bogu, ani łudzące żądze, ani techniki okłamywania się, ani nawet najlepszy pokarm i inne środki materialne traktowane niczym bożyszcza nie tylko nie zapewniają wiecznej młodości, ale – przeciwnie – znieprawiają duszę, tak, że „stary człowiek ulega zepsuciu”. Człowiek jako taki – jego osoba – staje się martwą duszą. Jest martwy, oderwany od Boga, w swoim myśleniu i w swoim postępowaniu – „Ojcowie jedli mannę na pustyni, a pomarli”, nawet jeżeli pochodziła z nieba za sprawą wielkiego Mojżesza!

2. „Człowiek nowy”

Człowiekiem nowym, stworzonym przez Boga w sprawiedliwości i świętości, jest Chrystus.

Chrześcijanin jest nowym człowiekiem od momentu chrztu, w którym nałożono na niego białą szatę, znak zjednoczenia ze zmartwychwstałym Chrystusem.

Chrześcijanin przez całe swe życie świadomie i odpowiedzialnie kształtuje swoje serce – mentalność, osobowość. Karmiąc się Chlebem życia, pragnie „przyoblec człowieka nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości”.

 

3. Jak karmić się Chlebem życia – Osobą Jezusa?

Trzeba być otwartym na ciągle nową obecność Jezusa w naszym codziennym wędrowaniu przez ziemię. Jezus zapewnia: „Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie”.

„Przychodzić” do Jezusa to być Jego uczniem, chętnie zasiadającym u Jego stóp, aby słuchać Jego słów, karmić się Jego realną obecnością.

Jezus–Chleb życia woła: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście!”. Chleb życia nie jest dodatkiem w sferze jakiejś estetyki duchowej. Przeciwnie, to główne źródło mocy dla chrześcijan z prawdziwego zdarzenia – na serio zaangażowanych w zmagania ze złem, z cierpieniem!

4. Spotkanie z nowym człowiekiem

Piękni są ludzie, którzy sami doświadczyli takiej przemiany. W ostatnim naszym Pielgrzymie zamieszczono wywiad z  ks. Krzysztofem Mrozem, kapłanem diecezji pelplińskiej i wieloletnim misjonarzem w Zambii.

Jak to się stało, że w życiu Księdza zrodziło się powołanie misyjne?
– Już w okresie studiów w Wyższym Seminarium Duchownym w Pelplinie należałem do koła misyjnego. Jego działalność polegała na pomocy misjonarzom. Utrzymywaliśmy z nimi kontakty listowne, wysyłaliśmy paczki. Kiedy byłem alumnem, myślałem, żeby może po roku święceń zostać misjonarzem. Nie poszedłem jednak z taką propozycją do ówczesnego księdza biskupa Mariana Przykuckiego. Utrzymywałem kontakty z moimi kolegami z rocznika święceń, którzy wyjechali na misje. W podjęciu decyzji pomogła mi piesza pielgrzymka na Jasną Górę. (…)

– Po trzech latach pobytu na misjach stała się tragedia, ponieważ został ksiądz napadnięty i postrzelony w nogę.
– Tak, to był napad rabunkowy. To był marcowa niedziela w 1996 roku. Powróciłem do filii, oddalonej o 70 km od misji głównej. Wróciłem ok. 18.30, włączyłem generator, żeby mieć prąd. Wtedy zza bramy garażu wyszło trzech zamaskowanych mężczyzn. Jeden miał karabin maszynowy wycelowany we mnie. Strzelił. Kula trafiła w podudzie. Nie straciłem przytomności, ale poczułem niesamowite palenie w mózgu. Taka jest potężna siłą kuli, która pali. Po rabunku udało mi się doczołgać do samochodu, chciałem dojechać do sióstr, do szpitala. (…) Sto kilometrów przejechałem sam, potem robotnicy drogowi zabrali mnie do swego samochodu.

– Pomimo tak złych doświadczeń powrócił ksiądz do Zambii.
– To nie moja zasługa. W nocy, gdy znalazłem się w szpitalu, udało mi się wyspowiadać i przyjąć sakrament namaszczenia chorych. Sporo krwi utraciłem. Dzięki sakramentowi namaszczenia doświadczyłem duchowego uzdrowienia. Dlatego do dnia dzisiejszego nie czuję lęku ani strachu.

 

Każda Eucharystia to wejście w realną obecność Boga, doświadczenie nawiązania z Nim coraz silniejszej komunii. On odkłamuje, urealnia nas, kształtuje, oczyszcza nasze pragnienia, usuwa lęk, jest źródłem młodości, która nie przeminie.

ks. Arkadiusz Okroj